Relacje uczestników 

1. Co najbardziej zaskoczyło Cię w Peru?
W Peru zaskoczyła mnie różnorodność tego kraju. Poznaliśmy kilka reginów Lime, Cuzco, Iquitos oraz wioski położone w dżungli. Każdy z tych obszarów bardzo się różnił architekturą, klimatem, kuchnią, kulturą. Inną kwestią jest podejście do rodziny. Szczególnie w Iquitos jest mało zdrowo funkcjonujących rodzin, otoczonych miłością.

2. Co najmocniej/najlepiej/najgorzej wspominasz?
Podczas wyjazdu było wiele pięknych, ale również trudnych chwil. Jednym z najpiękniejszych momentów był pierwszy rejs Amazonką, nad którą zobaczyłam pływające delfiny. Najtrudniejsze momenty dla mnie to chwilę, kiedy słuchaliśmy historii o krzywdach, które działają się dzieciom. Usłyszenie ich było bardzo ważne, jednak świadomość, że jedynie garstka osób przejmuje się losem takich osób, jest straszna.

3. Czy polecimy taki wyjazd innym?
Wolontariat misyjny w Peru nie jest dla każdego. Odczuwalna temperatura potrafi przekraczać 45°C, warunki mieszkalne czasem są trudne, jedynym miejscem do umycia potrafi być rzeka, a różne robaki koniecznie chcą się z tobą zaprzyjaźnić. Jednak jeśli w twoim sercu jest Pan Bóg i czujesz pragnienie, żeby pojechać na misje, po prostu to zrób, zdecydowanie warto.

4. Czym zaskoczył kościół w Peru?
Kościół w Peru bardzo pozytywnie zaskoczył mnie swoją radością. Ludzie uczestnicząc w Mszy Świętej, cieszą się z tego. Okazują to, śpiewając, klaszcząc, przytulając wszystkich w kościele podczas znaku pokoju. Pięknie się na to patrzyło. Kościół w Polsce mógłby w tej kwestii dużo nauczyć od Peruwiańczyków.

5. Jaka potrawa najbardziej smakowała?
Najbardziej w Peru smakowały mi świeże lokalne owoce oraz refresco, szczególnie chichia morada. Refresco to odpowiednik kompotów, jednak przygotowane z lokalnych świeżych owoców są przepyszne. Chichia morada to natomiast kompot przygotowany z fioletowej kukurydzy.

6. Czym według Ciebie jest posługa misyjna w Peru? Czym się charakteryzuję? Czego moglibyśmy się od nich nauczyć?
Doświadczyłam jedynie małej części posługi misyjnej. Jednak najważniejsze jest, aby być dla ludzi i Pana Boga. Podchodzić do każdego z m iłością i otwartością.

Ania

Wyjazd na wolontariat misyjny do Peru był dla mnie niesamowitym doświadczeniem, które zmieniło moje spojrzenie na wiele rzeczy. To, co zaskoczyło mnie najbardziej, to fakt, że Peru wcale nie jest takim dzikim krajem, jak sobie to wcześniej wyobrażałam. Choć kultura i mentalność są inne, ludzie wcale aż tak bardzo nie różnią się od nas. Żyją prosto, ale są szczęśliwi, co pokazuje, że szczęście nie zawsze zależy od posiadania wielu rzeczy. Czasami trudno to sobie wyobrazić, dopóki nie zobaczy się tego na własne oczy.

Jednym z najbardziej poruszających momentów była nasza wizyta w schronisku dla dziewcząt, prowadzonym przez siostry zakonne. To było wyjątkowe doświadczenie – zobaczyć te dzieci, które mimo trudnych warunków, były pełne radości i wdzięczności za każdą chwilę. Wspominam także z uśmiechem naszą pierwszą przejażdżkę motocarro – to był dla nas zupełnie nowy sposób poruszania się po mieście, pełen energii i chaotycznej radości.
Kościół w Peru był dla mnie kolejnym miłym zaskoczeniem. Wszyscy, którzy tam uczęszczali, byli pełni radości, a atmosfera była zdecydowanie luźniejsza i bardziej otwarta niż ta, do której przyzwyczailiśmy się w Polsce. Śpiewy, tańce, uśmiechy – to wszystko tworzyło niesamowity klimat.
Podsumowując, wyjazd do Peru był nie tylko podróżą w sensie fizycznym, ale także głęboko duchową i emocjonalną podróżą, która uświadomiła mi, jak ważna jest pomoc innym oraz jakie ogromne wartości niosą ze sobą wspólnota i otwartość. To doświadczenie na pewno zmieniło moje spojrzenie na świat i ludzi. Jeśli miałbym polecić taki wyjazd, z pewnością zrobiłbym to bez wahania. To doświadczenie, które otwiera oczy na potrzeby innych, ale także pozwala docenić to, co mamy.

Natalia

Wolontariat misyjny okazał się być dla mnie czasem trzytygodniowych rekolekcji. Podczas wyjazdu do Peru doświadczyłem pięknych rzeczy, w których jednocześnie pojawiały się różne trudności. Często, bowiem odczuwałem tęsknotę za Panem Bogiem, ponieważ ciężko mi było znaleźć momentu ciszy, kiedy mógłbym z Nim porozmawiać sam na sam w skupieniu. Z drugiej strony – piękne życie wspólnotowe. Miałem okazję zobaczyć, jak mieszkańcy peruwiańskich wiosek z radością i w duchu oddania budują swoją relację z Jezusem. Pojawia mi się tutaj zwłaszcza obraz Mszy Świętej, która jest dla tych ludzi naprawdę RADOSNYM spotkaniem z Panem. Zauważyć to można było szczególnie w śpiewach i gestach liturgicznych. Ludzie w modlitwę wkładali całych siebie. No i przekazywanie znaku pokoju, który wygląda tutaj wyjątkowo, każdy z każdym się ściska, przytula i pozdrawia.

W Peru urzekły mnie także dwie charakterystyczne u lokalnych osób rzeczy. Chodzi o naturalny, nieudawany entuzjazm i coś, co wydaje mi się, że niestety wielu z nas powoli zatraca, czyli radość czerpana z relacji. Ludzie, których tam spotkałem nie szukali szczęścia w dobrach materialnych, w samochodach, ubraniach, czy drogich gadżetach. Dom to też najczęściej zamiennik słowa nocleg, a nie coś z czym się zżywamy i w co inwestujemy. Oni cieszą się z siebie nawzajem, cieszą się swoją obecnością, budowaniem relacji. Widać to między innymi w zacieśnionych więzach rodzinnych, przynajmniej u tych osób, które nas gościły. Świetnym przykładem jest też sytuacja z autobusu peruwiańskiego, zwanego „colectivo”. Kiedy ktoś wchodzi do wspomnianego colectivo nie szuka całkowicie wolnych miejsc, unikając kontaktu z innymi, ale wręcz przeciwnie. Po wejściu siada przy pierwszej z brzegu osobie, najczęściej obcej i zaczyna rozmawiać.

Wolontariat misyjny wiele mi pokazał, czy to pewne rzeczy o mnie samym, czy o drugim człowieku, czy również o Panu Bogu i sporo mnie nauczył. To doświadczenie pokazało mi, że warto doceniać to co się ma, i że prawdziwa radość jest żywa, porusza się i jest nią każdy człowiek, będący obok. 

Piotr

Wolontariat misyjny był dla mnie jedną z praktyk wakacyjnych. Jednak była to bardzo ważna praktyka, pokazała mi misje i wiele mnie nauczyła. Nie brakowało tu zaskoczeń. Jednym z nich była struktura kościoła. Ogromną rolę odgrywają świeccy animatorzy w wioskach. Co było dla mnie bardzo ciekawe, najbardziej jednak wspominam chyba pragnienie uczestnictwa tamtych ludzi w Eucharystii. Było to wzruszające. Innym ciekawym doświadczeniem było jedzenie, najlepiej wspominam chyba z tego krokodyla i wszelkiego rodzaju kompoty.

Mogę powiedzieć szczerze, że spodziewałem się, że będę spał w szałasie z liści i walczył z różnymi zwierzętami, żeby coś zjeść. Na szczęście lub nieszczęście nie sprawdziło się to, było trochę spokojniej, ale nie oznacza to, że było gorzej. Było to świetne doświadczenie, które polecam serdecznie każdemu. Może to poszerzyć horyzonty i ukazać ten sam kościół, ale z trochę innym wydaniu. Myślę, że narazie nie mogę powiedzieć dużo więcej, musi to jeszcze dojrzeć we mnie i zobaczymy jakie wyda owoce. Chociaż widzę już pozytywne skutki tego wyjazdu.

Mateusz

Doświadczenie wolontariatu misyjnego poszerza horyzonty obrazu człowieka. Szczególnie w obszarze z czego można czerpać codzienną radość i uśmiech. Ludzie których spotkaliśmy byli namiastką tego co już w Europie zatraciliśmy na rzecz posiadania dóbr materialnych, pośpiechu, popularności w social mediach oraz poczucia komfort. 

Obraz kościoła jako ważnej cząstki życia społecznego, role świeckich na poziomie parafii czy wikariatu pokazują możliwości odrodzenia się u podstaw kościoła w Europie. Tak jak oni mogą wiele od nas zaczerpnąć, tak my możemy wiele zyskać patrząc na pewne zagadnienia inaczej niż obecnie.

Działalność miejscowego kościoła i misjonarzy pokazuję że warto zmieniać ten mały lokalny świat parafii, warto dać się posłać w nieznane by „przynieść” dobrą nowinę.

Peru to po ludzku inny świat, owszem ze swoimi problemami i mankamentami ale oczarowujący przyrodą, jedzeniem i ludźmi spotkanymi. Mama nadzieję że posługą w ramach wolontariatu będzie początkiem kolejnych pięknych dzieł.

Tomek 

Tu nas znajdziesz

Skip to content